Pewnie zastanawiacie się, czemu zamiast zdjęcia,
które zwykłam tu wklejać lub krótkiej notki dostajecie wywód na temat National Novel Writing Month, zwłaszcza, że nagrałam już na ten temat filmik. Cóż, wyjaśnienie
jest tylko jedno.
Oszalałam z powodu nadmiaru kofeiny i braku snu. A co bardziej prawdopodobne: to projekt, który robię na zajęciach z E-publishingu, które wyposażą mnie w tajemną wiedzę, jak pozbyć się wiszących spójników na blogu i wyczarowywać inne ciekawe rzeczy. Haracz, jaki muszę uiścić, to notka raz na dwa tygodnie. Więc voilà!
Oszalałam z powodu nadmiaru kofeiny i braku snu. A co bardziej prawdopodobne: to projekt, który robię na zajęciach z E-publishingu, które wyposażą mnie w tajemną wiedzę, jak pozbyć się wiszących spójników na blogu i wyczarowywać inne ciekawe rzeczy. Haracz, jaki muszę uiścić, to notka raz na dwa tygodnie. Więc voilà!
Piętnasty dzień NaNoWriMo trwa i chociaż jestem już
na półmetku, to czuję się tak, jakbym przez całe życie nie robiła nic innego,
tylko pisała tę powieść. Jakby to już trwało wieki. Nie robiłam wcześniej nic
innego i nie będę robiła innych rzeczy później. Piętnaście dni, które trwają
wieczność… Dziś powinnam dobrnąć do 25 000 słów, a przede mną drugie tyle.
Sama myśl jest przerażająca.
Kilka słów o poczynionych postępach: Kryzys, o którym opowiadałam wam niedawno, szczęśliwie minął (uff…), co nie znaczy, że moja sytuacja jest lepsza chociażby w minimalnym stopniu. Przemieszczanie
bohaterów z punktu A do punktu B bywa czasami baaaaardzo trudne. Trudniejsze
niż myślałam, że będzie. Ale powoli brnę w tę historię i nawet odkryłam gdzieś
po drodze, czego tak właściwie chcę od moich postaci. Do wcześniejszych
pomysłów dołączyły inne, przy okazji wywołując obezwładniającą rozpacz z powodu
moich fatalnych umiejętności rysunkowych. Naprawdę. Gdyby istniało urządzenie
potrafiące przenosić obraz z myśli na kartkę lub do Photoshopa, miałabym już
nawet okładkę.
Wróciła cała radość towarzysząca pisaniu, bo weekend był pod tym względem nie za ciekawy – hektolitry kawy, niewyspanie i zmęczenie zrobiły swoje. Teraz już mniej więcej wiem, gdzie zmierzam w pisanej
przez siebie historii (a to powoduje naprawdę straszne trudności w pisaniu, nie
pytajcie dlaczego. Zawsze jak już odkryję, o czym chcę pisać, jest mi dwa razy
trudniej) i znowu świetnie się bawię. Bycie narratorem wszechwiedzącym to
najlepsza część. Przyglądam się stworzonym przez siebie bohaterom, którzy nie
mają pojęcia co i dlaczego się dzieje i jestem szalenie ciekawa jak zareagują.
Nie mogę się doczekać, kiedy już dobrnę do końca Wielkiej Improwizacji.
Ale udział w tej szalonej akcji ma też swoje plusy.
Już nie pamiętam kiedy ostatnio pisałam tak dużo, jak przez ostatnie dwa
tygodnie (bo przecież poza NaNo trzeba zająć się też magisterką). W dodatku
utrzymuję stałe tempo pisania i – mimo nawału obowiązków – nie zostałam w tyle.
Jeśli nie zdarzy się jakaś nagła katastrofa w postaci braku kawy, wody, gazu,
prądu i pomysłów to mam nadzieję skończyć na czas. A może nawet przed czasem?
Ale, ale, nie róbmy sobie zbytnich nadziei. Brak kawy byłby prawdziwą tragedią
dla mojego kofeinoobiegu i dla tekstu. W końcu kofeina zamienia się w słowa!
W tej chwili mam 23 395 słów, ale jeśli chcecie
śledzić moje postępy, możecie zajrzeć tutaj, na mój profil na stronie NaNoWriMo.
Jeśli ktoś z was bierze udział w tym szaleństwie, chętnie popodziwiam postępy,
jakie robicie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz